This is my rifle…

…There are many like it, but this one is mine.

Tymu słowami zaczyna się Credo Strzelca, będące częścią doktryny Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, spisane podczas II Wojny Światowej przez gen. Williama H. Rupertusa. Jego celem było i jest utrwalenie w rekrutach świadomości, że ich karabin jest ostatnią rzeczą jaka stoi pomiędzy nimi, a przeciwnikiem. Każdy żołnierz Korpusu jest przede wszystkim strzelcem, wszystko inne jest drugorzędne, a jego karabin to różnica między życiem a śmiercią dla niego i jego oddziału.

I choć od wybuchu II Wojny minęło już przeszło 80 lat, a sposób jej prowadzenia ewoluował, nie zmienia to faktu, że podstawową jednostką wciąż pozostaje zwykły piechur i jego broń. Ona sama jednak rozwinęła się na tyle, że nie ma już zasady “jeden rozmiar dla każdego”, a dzięki takim wynalazkom, jak standardowa szyna montażowa do akcesoriów, właściwie każdą platformę, od jakiegoś czasu nawet długo się przed tym broniące AK, da się dostosować pod własne preferencje. Nawet w przypadku, gdzie żołnierzowi zostają akcesoria takie z góry przydzielone, łatwo można dostosować ich położenie według własnych preferencji i wygody.

Jeszcze prostsze jest to dla osoby cywilnej, chcącej przygotować broń w celu ochrony siebie, bliskich i swojej własności. Dlatego dzisiaj postanowiłem omówić czemu tak, a nie inaczej “ubrałem” Miszę, czyli swoje osobiste AK-15. Co prawda ten konkretny egzemplarz jest repliką ASG, jednak od zawsze jestem wyznawcą filozofii “Train how you fight”, przez co zamontowane na niej oporządzenie nie jest zamiennikiem, a dokładnie tym co zamontowałbym na broni palnej.

War Chest

Zacznijmy od podstaw, czemu AK-15 i czemu tylko ASG? Odpowiedź na pierwszą część jest bardzo prosta. Choć niespecjalnie obawiam się agresji Rosji na nasz kraj, zwyczajnie byłem ciekaw tego jak w praktyce wygląda efekt najnowszego programu modernizacji uzbrojenia tego kraju. Padło więc na replikę z naprawdę wysokiej półki, 1:1 oddającą nie tylko wygląd nowego kałacha, ale także materiały z którego został on wykonany a nawet, do stopnia w zupełności wystarczającego na zrozumienie broni, jej obsługę mechaniczną (wliczając demontaż). Ale przecież Rosja używa AK-12 a nie 15, jak ktoś zapewne zaraz skomentuje. Owszem, ale różnią się one tylko i wyłącznie magazynkiem w wersji ASG i kalibrem (5.45 vs 7.62) w wersji palnej, więc w przypadku broni ćwiczebnej wystarczy tylko ów magazynek zmienić, a po prostu wersji 12 nie było w sklepie w momencie zakupu.

Odpowiadając zaś na drugą część pytania, czyli czemu ASG. Po pierwsze, nie każdy ma pozwolenie na broń. Po drugie, nawet jak ma się pozwolenie, to do celu nauki obsługi, zwłaszcza broni która nie jest naszą główną, i tak jest znacznie taniej kupić replikę, nie wspominając już o upierdilwej papierologii w postaci promesy, przy zakupie broni palnej. Trzeci powód jest taki, że mało jest miejsc jeszcze w naszym kraju gdzie z bronią palną poćwiczymy w “warunkach bojowych”, podczas gdy strzelanki ASG odbywają się co weekend w całej Polsce, często w ciekawych i unikalnych lokacjach, pozwalających nam na doświadczenie różnych warunków terenowych. A prawda jest taka, że, poza kontrolą odrzutu, umiejętności nabyte na replikach są w pełni transferowalne na broń palną. i tutaj wracamy do wspomnianego wcześniej “Train how you fight”, bo nie dość że ćwiczę sobie na strzelankach pracę na broni, właściwe pozycjonowanie, manewrowanie, składanie się, to jeszcze mając replikę tak samo oporządzoną, jak w warunkach wymiany ognia, ćwiczy się pamięć mięśniowa do obsługi choćby takich elementów jak włącznik latarki/lasera czy manipulacji jasnością kropy celowniczej na optoelektronice.

Holosun HS503CU

I od tego elementu właśnie zaczniemy omawianie mojego osobistego setupu. Mój wybór padł na na celownik refleksyjny Holosun HS503CU. Jest to celownik typu micro red dot inspirowany, żeby nie powiedzieć “bezczelnie zerżnięty”, ze znanej linii Micro T od Aimpointa. Jednak nie można go nazwać tanim chińskim klonem, bowiem prawda jest taka, że zjada on model T1 na śniadanie, a do T2 naprawdę niewiele mu brakuje, miejscami nawet wyprzedza on swojego dwa razy droższego konkurenta.

Przewaga ta wykazuje się choćby w możliwości wyboru siatki celowniczej między standardową kropką o wielkości 2 MOA, a kropką tychże rozmiarów, otoczoną okręgiem 65 MOA. Ta druga opcja przydaje się bardziej na większych odległościach, pozwalając dość dokładnie określić odległość do celu. Dla niezaznajomionych z tematem: MOA czyli minuta kątowa ( ang. Minute Of Angle) to jednostka miary równa 1/60 stopnia kąta. W odniesieniu do celowników określa ona wielkość kropy i jej pokrycie celu na danym dystansie, na potrzeby wyjaśnienia, użyję przykładu 100 metrów gdzie obszar, który pokrywa kropka wielkości 2 MOA w rzeczywistości ma 6 cm średnicy, a wartość ta wzrasta stale wraz z odległością. Ta jednostka miary znajduje niemal identyczne zastosowanie również w fotografii. Jedyna różnica polega na tym co się dzieje z celem w obiektywie, kiedy błyśnie flesz.

Następną zaletą tego modelu jest jego wytrzymała konstrukcja. Wykonany jest on z anodyzowanego aluminium i przygotowany na przyjęcie naprawdę ostrego lania. Dużą zaletą są osłonięte wieżyczki pokręteł regulacji nastaw, przez co nie ma strachu o uszkodzenie ich przez przypadek. Dodatkowo same zakrętki tych pokręteł służą też za diagramy ustawień, co ułatwia znacznie zerowanie optyki. Do tego dochodzi 12 jasności siatki, tryb automatycznego dostosowania iluminacji, wyłączanie w stanie bezczynności, wybudzanie czujnikiem ruchu, a także czas pracy baterii (przy połowie jasności) deklarowany na 5 lat.

Za nami część o tym “dlaczego” taka a nie inna optyka, teraz kwestia tego “gdzie”. To jest przede wszystkim kwestia wygody, u mnie padło na montaż tuż nad zwalniaczem magazynka, bo to idealny w moim odczuciu balans pomiędzy czytelnością optyki a blokowaniem przez nią widoku, pozostawiając jeszcze potencjalnie miejsce na powiększalnik

Prócz odległości od oka pozostaje jeszcze jedna kwestia, mianowicie wysokość montażu. W przypadku celowników typu micro red dot wybór jest między mocowaniem Lower 1/3 i Absolute Co-witness, różniącymi się wysokością umieszczenia punktu celowniczego względem przyrządów mechanicznych broni. Należy jednak pamiętać, że wysokość względna odnosi się tylko do standardu AR-15 i pochodnych. I tak w przypadku mocowania 1/3 muszka i szczerbinka tego typu broni znajduje się w dolnej 1/3 wysokości optyki, a w Absolute pokrywają się.

Absolute vs 1/3 co-witness

W karabinach z rodziny AK nie ma to aż takiego znaczenia, bowiem ta ma bardzo nisko umieszczone mechaniczne przyrządy więc te i tak nie wchodzą w paradę, jednak osobiście jestem zwolennikiem montażu 1/3 na praktycznie każdym systemie broni długiej, może poza strzelbami. W sytuacjach walki na bardzo krótkiej odległości należy pamiętać jednak o tym, że oba te typy mocowania są wysoko względem osi centralnej lufy. Jeżeli więcużywamy celowników znacznie poniżej dystansu, na który są one wyzerowane trzeba brać poprawkę i celować mniej więcej o tyle wyżej, ile wynosi różnica między naszym okiem a wspomnianą osią.

Optoelektronika za nami, niech więc stanie się światłość! Każdy z nas znalazł się choć raz w życiu w metaforycznej, ciemnej dupie. Czasami jednak nie jest ona wcale aż tak metaforyczna i zdarza się że sytuacja w której następuje konieczność złapania za broń dzieje się w środku nocy czy w miejscu gdzie z jakiegoś innego powodu nie ma światła. Oczywiście w takiej sytuacji idealnym rozwiązaniem byłoby mieć noktowizor ale po pierwsze idealne rozwiązania rzadko kiedy mają szanse zaistnieć, po drugie NVG są przeokrutnie kosztowne, a po trzecie nie zawsze niezawodne. Dlatego też warto mieć pod ręką dobry WML (Weapon-mounted light), czy to w postaci latarki czy połączenia tejże z laserem.

Olight PL-Pro “Valkrie”

Tutaj znów padł wybór na odpowiedni stosunek ceny do jakości i potrzeb, a wygrała latarka Valkyrie PRO od Olight. Ta napędzana diodą Cree XHP 35 HI Neutral White i wykonana z aluminium lotniczego latareczka rzuca światło o maksymalnej mocy 1500 lumenów na imponującą odległość 280 metrów. Maksymalnej, bowiem posiada ona 2 tryby świecenia klasycznego. Pierwszy to 1500 lumenów przez ok 1.5 minuty i 600 przez kolejne 45 albo 300 przez 90 minut. W większości przypadków ta druga opcja jest w pełni wystarczająca. Dodatkowo jeszcze dostępny jest tryb strobo.

Latarka mocowana jest do szyny RIS za pomocą zatrzasku QD (Quick Detach) co pozwala na jej błyskawiczne odczepienie i przełożenie na pistolet albo podłączenie do ładowania przez namagnesowane złącze, które również może służyć do podłączenia zdalnego włącznika. Można go zamocować w dowolnym miejscu na szynie, co oferuje nam dużą wygodę i swobodę kontroli nad latarką. W moim przypadku jest to front broni, gdzie kciuk lewej ręki spoczywa naturalnie podczas stosowania klasycznego chwytu C.

Valkyrie remote gel switch

Sama latarka zamocowana jest po prawej stronie broni, przez co strumień światła nie jest równoległy do osi lufy. Ma to swoje plusy, bowiem z jednej strony wciąż oświetla potencjalny cel, a z drugiej przez offset względem osi broni, ludzie odruchowo celujący w źródło światła mają większe szanse spudłować.

Istotny jest jeszcze sam sposób korzystania z latarki. Dla mnie, w większości sytuacji, nie jest ona stałym źródłem światła, tylko sposobem na doświecenie przeciwnika po to, aby potwierdzić właściwie ułożenie przyrządów na celu, a także po prostu go zaskoczyć. Niespodziewane kilkaset lumenów po oczach przyzwyczajonych do ciemnicy potrafi zrobić naprawdę przykrą niespodziankę, zresztą nawet nie musi być aż tak ciemno, żeby oślepić z bliskiej odległości. Dlatego też światło uruchamiam tuż przed strzałem i zaraz po nim wyłączam, w miarę możliwości od razu zmieniając przy tym swoją pozycję by jeszcze bardziej zdziwić wroga.

To tyle, tylko i aż, jeśli chodzi o modyfikacje samej broni długiej w moim przypadku. O reszcie szpeju w następnym odcinku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *